wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 3

Biegnie tak szybko, jak tylko pozwalają jej na to obolałe nogi. Wyczerpanie i ból rozkazują jej zatrzymać się i poddać, lecz zdrowy rozsądek mówi, by biec i nie zatrzymywać się do samego końca. Teraz z jej głowy zniknęły wszystkie myśli: Shawn, rodzice, przerażająca noc, mordercy... ona po prostu biegnie nie zaprzątając sobie głowy myślami. Podobnie zachowuje się Shawn, który choć mógłby biec szybciej, nie robi tego nie chcąc zostawiać szatynki w tyle. 
Kiedy dobiegają do bramy, Shailene niemal rzuca się na nią, próbując złapać oddech. Ogląda się do tyłu - nie widać nic, ale słychać dźwięk motoru. Z pomocą Shawna, dziewczyna przedostaje się na drugą stronę i odbiegając kilka kroków od bramy, czeka aż Shawn przejdzie. Wtedy zza rogu wyłaniają się trzy motory. Usta Shailene otwierają się ze zdumienia. Nie jest w stanie wykrztusić z siebie słowa, podczas kiedy chłopak wspina się na wysoką bramę, ogromnego domu, na którego terenie znajduje się już Shailene.
-Shawn, szybciej! - pośpiesza go szatynka, jej głos jest pełen desperacji. Brunet odwraca głowę do tyłu, a kiedy zauważa schodzącą z motoru kobietę, która kieruje się w jego stronę, traci równowagę i puszcza się bramy, upadając na ziemie. 
Zanim udaje mu się ponowić próbę, jest przy nim motocyklistka. Na jej twarzy jest maska, zapewne najbardziej przerażająca z całej ich trójki. Shailene pragnie krzyczeć, lecz odbiera jej mowę. Czuje, że całe jej ciało jest sparaliżowane. Obserwuje swojego chłopaka w rękach morderczyni, widzi jak popycha go na ceglaną ścianę budynku i przygląda mu się. Kobieta zauważa, że jego wzrok skupiony jest na czymś innym, odwraca wzrok. Oh, prawie zapomniała o tej drobnej, przerażonej szatynce, która dla niego jest wszystkim. Spogląda na nią, po czym unosi rękę i zaczyna nią machać, tak jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Scena rodem z horroru. 
To co dzieje się następne sprawia, że Shailene cofając się o krok do tyłu, potyka się o własną nogę i ląduje na trawie. Motocyklistka po prostu zdejmuje maskę i wpija się w usta jej ukochanego. Shailene czuje jak jej ręce pokrywa gęsia skórka. Następnie kobieta dostaje od swojego towarzysza sztylet, który bierze w dłoń i bez skrupułów wbija go w pierś Shawna. 
Krzyk szatynki jest teraz w stanie usłyszeć każdy w okolicy. Krzyk tak głośny, że wręcz przerażający, ogłuszający, lecz nie będący w stanie wpłynąć na motocyklistkę, która wysuwa sztylet z ciała umierającego Shawna, po czym ponownie wpycha go w to samo miejsce. Krzyk zamiera jej w gardle, a jej oczy są otwarte tak szeroko, jakby za chwile miały eksplodować. Próbuje się podnieść, pobiec do niego i ratować na tyle na ile potrafi, jednak powstrzymuje ją jedno głupie słowo, które wypowiedziała jakiś czas temu. Obietnica. 
Spogląda na swojego ukochanego i z ruchu jego ust jest w stanie odczytać „biegnij”. 
Świat dookoła przestaje na moment istnieć... zatrzymuje się. Shailene nie odczuwa nic prócz pustki, nie czuje więc bólu, cierpienia, żalu czy złości. To po prostu pustka, która wyżera ją od środka. Wierci dziurę w jej klatce piersiowej. Doświadczenie to przypomina dokładnie opisy śmierci ukochanej osoby. Shailene czuje jakby jej serce było z drobnego szkła, które w każdej chwili może się rozbić - tak, właśnie w tym momencie upada na ziemie i rozbija się na miliony kawałeczków.
Dopiero gdy motocykliści-mordercy próbują przedostać się na drugą stronę ogrodzenia, jej umysł się rozbudza, by przypomnieć jej o obietnicy złożonej Shawnowi. Musi uciekać, nie pozwolić się złapać. Przeżyć. Ostatnie spojrzenie rzucone w stronę Shawna, tak, jego oczy są już zamknięte. Podpiera się na rękach, podnosi i rzuca się do ucieczki. 
W mroku dostrzega furtkę, dokładnie tą o której była mowa. W rozbiegu rzuca się na nią z impetem, jednocześnie naciskając na klamkę. Jest otwarta! Mimo to, Shailene nie zatrzymuje się nawet na sekundę, po prostu biegnie dalej. Jest już w okolicy, którą powinna znać? Oh, tak! Ale czy zna? Nie. Zupełnie nie kojarzy, gdzie się znajduje, nie wie również czy to przez panującą ciemność, a może przez nadmiar emocji. Zwalnia trochę, jednak wciąż biegnie rozglądając się po bokach, w poszukiwaniu czegoś co mogłaby skojarzyć.
Zauważa autobus. Zwykły, szkolny autobus stojący pusty na środku ulicy. 
Niepewnie podchodzi do niego i stając na palcach, zagląda do środka. Martwe ciała, autobus jest pełen martwych ciał. W normalnych okolicznościach Shailene byłaby co najmniej przerażona, lecz teraz było jej to wszystko jedno. Pragnęła tylko schować się i odpocząć przez chwile, zanim znowu będzie musiała walczyć o życie. Wchodzi więc przez otwarte drzwi i zgrabnie omijając zwłoki, dociera na miejsce kierowcy. Nie ma go. Shailene nie myśli nad tym ani chwili dłużej, opada na siedzenie i wzdycha głośno. Wszystkie fakty powoli zaczynają do niej docierać. 
Shawn nie żyje
Uderza zaciśniętą pięścią o kierownice, której klakson wydaje głośny i długi dźwięk. Shailene zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie może to przynieść, ale nie czuje się na siłach, by się tym przejmować. Opiera głowę o siedzenie i zamyka oczy, starając się zrelaksować. Przez mikrofalówkę odzywa się męski głos. Nawołuje na podniesienie słuchawki i w kółko powtarza jedno imię, które, jak łatwo się domyślić, należy do kierowcy. Szatynka nie jest wstanie zidentyfikować głosu mężczyzny, którego zapewne nigdy wcześniej nie miała okazji poznać.
Mruga kilkukrotnie, rozglądając się w poszukiwaniu sprzętu. Ale mikrofalówka przepadła. Tak jakby głos mężczyzny wydobywał się znikąd. Kiedy wydaje się, że już sobie odpuścili, Shailene słyszy za sobą głośne szarpnięcie i dźwięk kroków. Ktoś jest w środku autobusu. Dziewczyna spogląda w stronę drzwi, mogłaby nimi uciec, ale musiałaby przebiec na drugą stronę czym naraziłaby się na złapanie. Poza tym, kiedy będzie uciekała, ktoś mógłby ją zastrzelić. 
Zbliża się. Shailene panikuje. 
-Cześć - przedłuża literę "e" swoim dziecinnym, a zarazem seksownie zachrypniętym głosem. Shailene zdaje sobie sprawę, że słyszała już gdzieś ten głos. Tylko czemu zamiast ulgi czuje jeszcze większe przerażenie? 
Szatynka odwraca gwałtownie głowę. Widzi stojącego kilka kroków dalej chłopaka, w jego dłoni znajduje się pistolet, którym w przeciągu kilku sekund mógłby rozstrzelić ją na strzępy. Ale ona go kojarzy. Jego twarz, wymalowana białą farbą, idealnie go maskuje. Oczy pomalował na czarno, a na czole jest dokładnie ten sam napis, który widziała u niego dzień wcześniej - „death”. Ubrany jest zupełnie inaczej, ale Shailene nie przykłada teraz do tego dużej wagi. 
Kiedy on zauważa, jak Shailene mierzy go wzrokiem, a w jej oczach niemal wypisany jest strach, na jego twarzy kształtuje się krzywy uśmiech. Dziewczyna niewiele myśląc rzuca się do ucieczki. Nie robi nawet dwóch kroków, kiedy jej ramie spotyka się z zimną ręką, która bez najmniejszej trudności rzuca nią o ziemie. Ból przeszywa jej ciało, a głowa wystrzeliwuje do góry. Oczekuje zobaczyć lufę pistoletu przy swojej twarzy, lecz o dziwo widzi jedynie uśmiechniętego młodego mężczyznę opartego o jedno z siedzeń. Przygląda jej się w sposób tak parszywy, że niemal nie do zniesienia. 
Podchodzi do niej, po czym stając nad jej drobnym ciałem, siada na niej łapiąc jej ręce i rzucając nimi o metalową podłogę autobusu. Dziewczyna wzdryga się, spoglądając na jego twarz, która jest teraz zdecydowanie zbyt blisko jej. Nie jest jednak w stanie dostrzec niczego za dużą warstwą farby jaką nałożył, by nikt nie mógł rozpoznać jego tożsamości. 
Szailene przełyka ślinę. 
-Zabijesz mnie? - zadaje pytanie, próbuje nie brzmieć jak przerażone dziecko, lecz jej głos brzmi nienaturalnie. 
-Nie, nie zrobię tego - uśmiecha się przekręcając głowę na bok, tak by przyjrzeć jej się dokładniej. - Zrobi to ktoś inny. Ja muszę cię tylko, hm, dostarczyć na miejsce - dodaje. 
-Posłuchaj mnie, proszę. Zdaje sobie sprawę, że jesteś jednym z tych, którzy nie mają serca i mógłbyś wysłuchać mojej historii po czym zabić mnie z zimną krwią, ale ja naprawdę nie mam już siły walczyć. Dzisiejszej nocy uciekł mój pies, który był moim jedynym przyjacielem, ktoś... zabił mojego chłopaka, a teraz zapewne i mi nie pozostało zbyt wiele. Naprawdę nie chce dziś umierać, proszę cię, pomóż mi - bierze głęboki oddech, spoglądając w jego oczy, które wydają się nie wyrażać zupełnie nic. 
-On i tak cię zabije, nie ważne kim jesteś - wzrusza ramionami.
-Więc mi pomóż - przekonuje go. Brązowooki uśmiecha się krzywo, obserwując z jaką determinacją stara się go przekonać. W końcu jednak decyduje się jej pomóc. Przysuwa się do niej bliżej, a po chwili odpycha na rękach i podnosi. Wyciąga zza paska spodni pistolet i rzuca nim na klatkę piersiową szatynki. 
Shailene przygląda się broni. Co ma z nią zrobić? Unosi wzrok na chłopaka i mruży oczy, chcąc uzyskać jakąkolwiek odpowiedź. 
-Nigdy nie lubiłem tego skurwiela - puszcza do niej oczko i wyprowadza ją z autobusu. 
-Teraz posłuchaj, a przeżyjesz. Nie próbuj mi uciekać lub we mnie strzelać, bo sam cię zabije. - tłumaczy, kiedy znajdują się już na zewnątrz. Szatynka kiwa energicznie głową. On spogląda na nią kątem oka, po czym popycha do przodu rozkazując iść i nie zatrzymywać się. Shailene zdaje sobie sprawę z problemów w jakie się wpakowała. Teraz tylko on może jej pomóc, więc musi być mu posłuszna.
Shailene odwraca się do tyłu, chcąc jeszcze raz na niego spojrzeć, jednak szybko tego żałuje. Jego spojrzenie wyraźnie daje jej do zrozumienia, że ma tego nie robić. Natychmiast odwraca głowę, myśląc o nim. Właściwie co on tutaj robi? Dlaczego dał jej broń, jednocześnie ofiarując jej w ten sposób pomoc? Jak ma na imię? Chwila namysłu... Shailene wpada do głowy Dean. W końcu to imię pasuje do niego idealnie.
Z kieszeni „Deana” wydobywa się czyjś głos. Ten sam, który Shailene słyszała w autobusie. 
-Mam ją, będziemy za dziesięć minut - mówi do sprzętu, wkładając go z powrotem na miejsce. Szatynkę kusi, aby się odwrócić, lecz zdaje sobie sprawę, że teraz może zareagować groźniej niż chwile temu, więc po prostu idzie przed siebie. 
-Dlaczego to robicie? - stara się rozpocząć rozmowę. 
-Czysta zabawa. To jedyny dzień kiedy możemy odreagować, te dzieciaki są chore. - dziewczyna widzi jak uśmiecha się tuż za nią. Mówienie o tej nocy sprawia mu mnóstwo przyjemności. Wzdycha głośno, starając się obmyślić kolejne, bardziej przemyślane pytanie. 
-Zabiliście dużo ludzi? - rzuca, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z bezsensowności swojego pytania. Ale on odpowiada. 
-W porównaniu do tego co było rok temu, można powiedzieć, że tylko kilku. Ale noc jest jeszcze młoda, nieprawdaż? - podnosi głos, który jest wypełniony szczęściem, jakby mówił o najprzyjemniejszych chwilach swojego życia. 
-To sprawia wam aż taką radość? - w jej głosie słychać drwinę. Justin również to zauważa. 
-Piszesz książkę? - zamyka jej buzię. 
Resztę drogi przebywają w ciszy. Shailene czuje się niezręcznie, ponieważ wciąż czuje pistolet wbijający się w jej plecy, jakby mówił „zaraz zostaniesz morderczynią”. Ta myśl nie pozwala jej normalnie funkcjonować. Minuty mijają, a ona wie, że z każdą chwilą są coraz bliżej, jednak kiedy tylko próbuje zwolnić, Dean popycha ją, rozkazując jej się pośpieszyć. 
Rozlegają się strzały, a następnie dźwięk motoru. O nie. Shailene czuje, że serce podchodzi jej do gardła. Natychmiast odwraca się do tyłu, zauważając białe światła. 
-To oni, to znowu oni - jej głos drży. 
-Zadarłaś z nimi? - pyta jej towarzysz, który jest wyraźnie zaskoczony jej „odwagą”. Szatynka zastanawia się przez chwile, po czym postanawia opowiedzieć chłopakowi całą historie. Dean wydaje się słuchać wyraźnie, choć nie wygląda na specjalnie przejętego. No cóż, to nie w jego życiu zabita została tak ważna osoba. 
-Biegnij przed siebie, aż zobaczysz zielony kontener, masz się tam schować, niedługo do ciebie dołączę. - tłumaczy jej, a następnie puszcza wolno, pozwalając uciekać. Zanim jednak rusza, łapie jej ramie i przyciąga do siebie, pozostawiając na jej twarzy swój zimny oddech. 
-Spróbuj uciec, a poświęcę resztę tej nocy, by cię znaleźć i osobiście odstrzelę ci głowę. Zrozumiałaś? - kiwa głową.
Biegnie. Tak szybko, jak tylko potrafi. Jedna noga plączę się o drugą, ale w jej głowie szumi tylko jedna myśl. Pragnie uciec również od niego, jednak rozumie, że on dotrzyma obietnicy i dopadnie ją. Musi więc grać na jego zasadach... to w końcu jego gra.
_____
No i w końcu pojawił się Dean*Justin*! Podoba wam się jego postać? Mi bardzo. Chciałam dodać rozdział wcześniej, ale jestem nad morzem, więc dopiero teraz znalazłam chwilkę na dodanie. Kolejny pojawi się dopiero, gdy wrócę.
Komentujcie proszę - to dla mnie znaczy naprawdę dużo, ponieważ widzę, że mam dla kogo to pisać. 

16 komentarzy:

  1. SUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku jest świetny ! Kiedy wrocisz z nad morza ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny :) Jestem ciekawa, kto chce zabić Shailene. Nie mogę się doczekać następnego xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku w końcu Justin:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem pod wrażeniem Twojego pomysłu na to opowiadanie. Jedyne w swoim rodzaju :D dsdsdno nareszcie Justin :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak mogłaś skończyć w takim momencie?! No normalnie brak mi słów! ;c
    Czekam na nowy rozdział! Miłych wakacji ;-)
    @storytellerfun [following-liars]

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny, współczuję jej, że musiała widzieć jak jej chłopak umiera.. Ja bym tam pewnie upadła na ziemię i zaczęła ryczeć, hah. Domyślam się, że miłość z Justinem/"Deanem" będzie dość skomplikowana, bo no nadal kocha Shawna. :c
    love-quintessence.blogspot.com
    zapraszam na mojego nowego bloga: labrer.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopiero wpadłam na Twojego bloga, jest świetny! Jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się ich znajomość :) Rozsyłam Twojego bloga do znajomych, trzeba go rozsławić :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej dopiero znalazlam twojego bloga i sie zakochalam <3 jestem mega ciekawa jak rozwiniesz cala fabule i ich znajomosc. Juz nie moge doczekac sie nastepnego :) Pozdrawiam i zycze weny xx :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Czysty przypadek przeniósł mnie na tego bloga. Powiem Ci szczerze, że już pierwsze sceny tego opowiadania przypomniały mi o filmie, który oglądałam, ale to wcale nie był kawałek, z którego czerpałaś natchnienie. To coś zupełnie innego,a zarazem podobnego.
    Jeśli chodzi o opowiadanie to jest dobrze napisane, bez jakichś błędów, za które chciałabym Ci obciąć głowę. No i wreszcie coś, co przynajmniej w jakiejś części przypomina książkę. Fabuła ciekawa, chociaż jak mówię, już się z czymś podobnym spotkałam w telewizji.
    W sumie zaczynając czytać rozdział pierwszy myślałam, że poswięcisz więcej uwagi na przekazanie jak ludzie zachowują się dzień przed tymi swoistymi igrzyskami, ale Ty tego nie zrobiłaś. Drugi rozdział i bum, pełnia akcji. Nie wiem czy to dobrze czy nie. Na razie nie jestem w stanie tego określić, ale w przyszłości - czemu nie.

    Z wielką przyjemnością przeczytam coś na temat mojej pracy, bo tak jak Ty traktuję ją poważnie i zależy mi na opinii osób, które rzeczywiście piszą. http://nazawsze-imagine.blogspot.com/ To coś zupełnie innego niż Twoja historia, ale może się spodoba. :)
    TheBiebsSwag1

    OdpowiedzUsuń
  11. Czemu nie kupili biletów na samolot i nie wyjechali na czas tego "święta" ? Nie potrafiłabym zostać w domu, wiedząc, że w każdej chwili ktoś może do niego się włamać i zabić. Rozdział świetny, jest i Justin <3 Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow,wow,wow i jeszcze raz wow!
    Nic dodac nic ujac! Swietne!!!

    OdpowiedzUsuń