-Shai, muszę się zbierać, zostało mi dwadzieścia minut - jęczy, wyraźnie niezadowolony. Shailene przewraca się na plecy, tak że teraz może spojrzeć w jego kryształowe oczy, które kocha do szaleństwa. Uśmiecha się do niego radośnie i łapie jego szyje, by móc przyciągnąć go do siebie i złożyć na jego ustach pojedynczy pocałunek. Tak bardzo nie chcę się z nim rozstawiać, lecz wie, że w domu czeka na niego rodzina, która zapewne odchodzi teraz od zmysłów.
-Odprowadzę cię - szepcze, podnosząc się do pozycji siedzącej. Chłopak wkłada swój telefon do kieszeni, rozglądając się po pokoju, czy aby na pewno niczego nie zostawił, podczas kiedy Shailene rozczesuje szczotką swoje włosy. Oboje wychodzą na korytarz i kierują się schodami na dół, szatynka na myśl o tym, że będzie musiała spędzić tyle godzin bez niego, czuje nieprzyjemne ukłucie w sercu.
-Naprawdę musisz iść? - pyta, wzdychając głośno.
-No nie wiem, jeśli mnie ładnie poprosisz to może zostanę - zawadiacki uśmiech wstępuje na jego usta. Shawn otwiera drzwi i opiera się o ich framugę, zakładając ręce na piersi.
Teraz Shailene jest już pewna, że uda jej się go przekonać. Zagryza wargę i zbliża się do chłopaka, by objąć jego twarz dłońmi. Z oddali słyszy głośne szczekanie, odwraca głowę w bok, ale pies jest już tak blisko, że nie jest w stanie go zatrzymać. Wybiega na podwórko i biegnie przez chodnik przed siebie. Shailene sparaliżowana przygląda się uciekającemu psu i nie wie jak zareagować - ma dziesięć minut na sprowadzenie go z powrotem.
-Dalton! - jej głos słychać na całym osiedlu, od razu rzuca się w pościg za uciekającym psem. Nie zważa na nic. Sąsiedzi wychodzą przed dom i kiwają głową z dezaprobatą, oni zapewne pozwoliliby temu psu uciec, dla Shailene był to jednak jedyny przyjaciel i nie mogła pozwolić mu umrzeć.
Postanawia zaryzykować. Im dłużej biegnie tym pies jest dalej, aż w końcu zupełnie znika jej z zasięgu wzroku. Powtarza nawoływania, lecz to idzie na marne. Pies jest za daleko. Krzyczy raz jeszcze i ponownie zaczyna biec przed siebie, czuje że ma coraz mniej czasu. Mijają kolejne minuty, zaraz usłyszy syreny alarmowe, ale ona nie wie nawet gdzie jest, więc biegnie dalej. Jej głos jest zrozpaczony, a wargi drżą. Zbliża się zagrożenie, nigdy nie była w centrum tych wydarzeń, więc nie wie nawet czego może się spodziewać.
Syreny pochodzące od straży pożarnej rozlegają się po całym mieście. To się dzieje. Syrena alarmowa. Ma ochotę rzucić się na podłogę i błagać o litość. Wplątuje dłonie we włosy, łzy cisną jej się do oczy, ale oprócz zamazanego obrazu nic się nie dzieje. Strach nie pozwala jej nawet płakać. Psa już dawno nie widać, a ona znajduje się... właściwie nie wie nawet gdzie, więc jak ma wrócić? To koniec, panika ogarnia nią do tego stopnia, że nie jest w stanie nawet biec. Cholera, co ona zrobiła? Kompletnie straciła zmysły?
-Muszę wracać, muszę wracać - powtarza spanikowana, już rzuca się do ucieczki, kiedy rozlegają się głośne strzały. Dokładnie z tej strony, którą powinna wrócić. Zaczyna więc biec, od tego zależy jej życie, zatem poziom jej desperacji sięga niemal szczytu. Odwraca się do tyłu, by zobaczyć czy ktoś za nią idzie, z daleka widzi grupkę ludzi i autobus.
Autobus szkolny. Dokładnie ten sam, który widziała dzień wcześniej pod supermarketem. To oni!
Biegnie ile sił w nogach, aż zauważa ciemną uliczkę, a w niej kontener. Bez zastanowienia wbiega w nią i chowa się. Zanim pojawią się niedaleko niej stara się uspokoić swój przyśpieszony oddech, co staje się trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Przełyka ślinę i wyczekuje, wkrótce z oddali jest w stanie usłyszeć głosy i śmiechy ludzi. To na pewno oni. Co jeśli zorientują się, że tu jest? Umrze... zabiją ją z zimną krwią. Wychyla się lekko chcąc sprawdzić czy to faktycznie oni. Maski na twarzach, autobus, ogromne pistolety i sztylety. Teraz już wie, że ciężko będzie jej przetrwać tę noc.
Przechodzą obok nawet nie zwracając uwagi. Znowu może zacząć spokojnie oddychać, niemal krztusi się powietrzem, mocno zaciągając się nim, po kilku sekundach wstrzymywania oddechu. Zaczyna iść do tyłu chcąc upewnić się, że nie ominie ją żadna kryjówka, w której mogłaby się schować. Znowu jakieś odgłosy, nie jest przekonana czy powinna to sprawdzić. Ciekawość przeważa nad nią i wychyla się chcąc sprawdzić, kto znajduje się na tyłach tego budynku. Oczy omal nie wyskakują jej z orbit na ten widok.
-O mój Boże - przykłada dłoń do ust, tłumiąc pisk jaki wydaje z siebie widząc jak starszy mężczyzna bije pałką drugiego człowieka. Zabija go bezwzględnie, zapewne szukając u niego zemsty lub po prostu pieniędzy. Krew tryska na wszystkie strony, a Shailene jest bliska zwrócenia swojego obiadu.
Nie ryzykuje, natychmiast stawia kroki do tyłu, po czym odwracając się wybiega na ulice. Jest pusta, więc ma kilka chwil na obmyślenie planu powrotu. Zaczyna iść wzdłuż ulicy, zupełnie wykończona ciągłym biegiem. W jej głowie pojawiają się najgorsze scenariusze, które blokują jej umiejętność logicznego myślenia. Nie zachodzi zbyt daleko, a już widzi trzy osoby stojące pod czyimś domem. Są ubrani w czarne kamizelki z napisami i starte jeansy, ich brody są długie, a ręce umazane krwią. Nawołują i grożą podpaleniem domu, lecz w odpowiedzi otrzymują jedynie cisze. Shailene chowa w krzakach i obserwuje całą tą sytuacje z daleka.
Dopiero teraz zdaje sobie z czegoś sprawę. Ta noc została przeznaczona dla ludzi, którzy mają do wyrównania pewne rachunki. Prezydent podpisując zgodę na przeznaczenie dla nich kilku godzin nie spodziewał się jednak, że będą wykorzystywać to psychopaci, chcący po prostu wyrządzić komuś krzywdę. Tego jest już za wiele, nie zamierza teraz wracać, a ci mężczyźni blokują jej drogę powrotną, dlatego zamierza przeczekać, aż sobie pójdą. Jej plan jest chyba zbyt kolorowy jak na taką noc, nie sądzisz?
Dziewczyna zauważa, że z drugiej strony domu wyłania się kolejny mężczyzna. W ręku trzyma kanister i rozlewa jakąś przezroczystą ciecz dookoła domu. Zajmuje jej to chwile, zanim orientuje się, że oni chcą spełnić swoje groźby i podpalić ten dom. Ponownie musi zakryć swoje usta dłonią, by pozostać niesłyszalna dla tych ludzi. Przygląda się jak mężczyzna w długich, tłustych włosach i siwej brodzie podpala jedną z zapałek i jakby to była jego codzienna czynność, rzuca zapałkę na benzynę. Teraz dom stoi w płomieniach, a oni śmieją się wniebogłosy i gratulują sobie nawzajem.
Shailene nie potrafi już ani chwili dłużej powstrzymywać swojego strachu. Zaczyna wycofywać się powoli, tak aby niezauważoną odejść z tego okropnego miejsca. Stara się jak najciszej wydostać się z krzaków, w których się ukryła, kiedy pod swoją nogą czuje konar drzewa. Zanim z hukiem upada w krzaki, próbuje jeszcze odzyskać równowagę. Na marne... upadek przyciąga spojrzenia ciekawskich facetów i zanim szatynce udaje się na nich wyjrzeć oni są już w drodze po nią. W głowie pojawia się ten cichy głosik „uciekaj”, lecz nogi odmawiają posłuszeństwa. Wzbiera w sobie całą energie jaka jej pozostała i podpierając się na rękach, wstaje. Nie czeka ani chwili dłużej, po prostu rzuca się do ucieczki nie zważając na nic. Biegnie tak szybko jak tylko może, a z daleka rozlegają się już pierwsze strzały.
Strzelają w nią. Woli nawet nie myśleć co stanie się, jeśli trafią.
Skręca w jedną z uliczek i biegnie dalej, co chwile oglądając się za siebie, by upewnić się, że już ich tam nie ma. Nagle czuje parę rąk oplatających ją w pasie. Wstrzymuje oddech, a w jej głowie pojawiają się najgorsze scenariusze. Teraz ktoś ją powie, zgwałci i zabije... bo czemu nie? Tej nocy każdy ma pełne prawo do brutalności. Shailene zamyka oczy i szarpie się, próbując wyrwać z żelaznego uścisku.
-Shailene, przestań, to ja - ktoś cicho szepcze jej do ucha, tak aby nikt oprócz jej nie mógł go usłyszeć. Dziewczyna uświadamia sobie, że zna ten głos. Otwiera powieki, a łzy szczęścia samowolnie napływają do jej oczu. Nie może uwierzyć, że to naprawdę on... zaryzykował swoje życie, aby wyrwać ją z tego piekła. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, złącza ich usta. Teraz czuje, że może być bezpieczna. Jeśli Shawn jest przy niej, wszystko będzie dobrze.
-Jak mnie tutaj znalazłeś?
-Pobiegłem za tobą, obiecałem twojemu ojcu, że przyprowadzę cię całą i zdrową - przejeżdża dłonią po jej ciemnych włosach i uśmiecha się, tak jakby znajdowali się w jakimś pięknym miejscu. Shawn czuje na sobie ogromną odpowiedzialność, wie bowiem, że będzie bardzo ciężko dotrzeć do domu. Ta noc nie jest przeznaczona dla dzieci, które chcą się bawić... teraz na zewnątrz wychodzą prawdziwi, seryjni mordercy, którzy przez cały rok przyszykowują się na ten dzień.
-Co chcesz zrobić? - pyta, spoglądając na niego poważnie.
-Wiem gdzie jesteśmy, zaprowadzę cię do bezpieczniejszego miejsca... stamtąd dotrzemy do domu - tłumaczy jej, po czym chwytając jej dłoń wychodzi na ulicę, rozglądając się dokładnie. Miejsce rozświetlone jest przez latarnie, które dodają wszystkiemu jeszcze bardziej ponury wygląd. W pobliżu nie ma ani jednej żywej duszy. Shawn idzie przodem, ciągnąc za sobą Shailene..
Nie zachodzą daleko, a wzrok szatynki przykuwa martwe ciało leżące na środku ulicy. Dziewczyna w błyskawicznym tempie puszcza rękę swojego chłopaka i biegnie w stronę ciała. Kiedy już znajduje się nad nim, pada na kolana i dotyka go w pasie, szukając broni. Rozlegają się strzały. Shailene zauważa broń wystającą spod paska mężczyzny. Bierze ją i rozgląda się. Ktoś wciąż w nią celuje, lecz dziewczyna nie może dostrzec tej osoby. Unosi wzrok i w otwartym oknie starego biurowca widzi dwóch mężczyzn. Oddaje dwa strzały w ich stronę, jednak za każdym razem pudłuje.
-Biegnij! - z oddali słyszy głos Shawna, odwraca się i widzi go biegnącego. Od razu rzuca się do ucieczki, oddając jeszcze kilka strzałów. `
Kiedy znajduje się już w takiej odległości, że nie mogą w nią trafić, opiera się o ścianę i oddycha głośno. Podbiega do niej Shawn i spogląda na swoją dziewczynę, mrużąc oczy. Chcę się upewnić, że nic jej się nie stało. Dopiero teraz jest w stanie poczuć ból jaki towarzyszy mu od momentu kiedy chwile temu został postrzelony w bok.
-Cholera - mruczy pod nosem, podnosząc swoją koszulkę. Shailene spogląda na ranę i krzywi się, przykładając rękę do ust.
-Wytrzymasz aż dotrzemy do domu, prawda? - pyta spanikowana, jej głos brzmi jakby za chwile miała się rozpłakać. Ta cała sytuacja zdążyła przerosnąć ją już na początku, teraz po prostu ma ochotę schować się i nie wychodzić dopóki godzina czwarta nie dobiegnie.
-Shailene, nie bądź zabawna. To nic poważnego - uśmiecha się, całując szatynkę w policzek.
Wtedy rozlega się charakterystyczny głos nadjeżdżającego motoru. Właściwie kilku. Oboje od razu spoglądają w stronę, z której dobiega hałas. Ich oczom ukazują się trzy motory, na jednym z nich siedzi kobieta. Nikt nie ma nałożonego kasku na głowę, zamiast tego ich twarze zasłonięte są maskami. Są tak przerażający, że sam ich widok przyprawia Shailene o gęsią skórkę.
-Posłuchaj mnie, Shai - głos jej towarzysza dociera do niej dopiero po chwili. Chłopak potrząsa nią, będąc przerażony tak bardzo jak ona. Wie, że nie może pozwolić jej zginąć, ponieważ obiecał to jej ojcu. Teraz musi wymyślić plan, który pomoże im wydostać się z tej pułapki.
-Zaraz dotrzemy do bramy prowadzącej do dużego domu, wejdziemy przez nią, a po drugiej stronie domu znajduje się furtka. Kiedy przez nią przejdziesz, będziesz biegła przed siebie ile sił w nogach, kiedy zauważysz znajomą okolice nie zważając na nic pobiegniesz w stronę domu - tłumaczy jej. W jego głosie słychać desperacje, lecz Shailene zwraca również uwagę na coś innego.
-Masz na myśli „my” - poprawia go.
-Jeśli nie zdążę, nie zatrzymuj się nawet na chwile. Oni nie odpuszczą, rozumiesz? - w oczach dziewczyny natychmiast pojawiają się łzy.
-Nie zostawię cię - mówi zgodnie z prawdą. Czuje, że jeśli on ma umrzeć tej nocy, to ona razem z nim. Shailene przestaje zwracać uwagę na motocyklistów, którzy przyglądają im się, tak jakby czekali, aż zaczną uciekać.
-Zrób to dla mnie i nie zatrzymuj się. Obiecujesz?
-Obiecuje - mówi w końcu. Shawn całuje jej usta po czym popycha ją do przodu dając jej znak, aby biegła.
Shailene nie czekając chwili dłużej rzuca się do ucieczki, a zaraz za nią biegnie, zmęczony już uciekaniem, Shawn. Wtedy rozlega się dźwięk odpalanych motorów. Oboje wiedzą, że mają za mało czasu.
____
Miałam dodać go już wczoraj wieczorem, ale byłam tak zmęczona, że nie dałam nawet rady sprawdzić błędów. Nie wiem co myśleć o tym rozdziale - zostawiam to Wam. Byłabym wdzięczna, gdyby każdy po przeczytaniu tego rozdziału, napisał co o nim myśli. Oh, no i jeszcze coś... nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ponieważ jadę nad morze na tydzień za trzy dni. Postaram się coś tam dodać, a jeśli nie to pojawi się dopiero, kiedy wrócę.
Pierwsza :D
OdpowiedzUsuńBoski. Czekam na kolejny ;)
polecę twojego bloga u mnie w następnym rozdziale oraz na tt :) jest świetny
UsuńJest akcja! Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńTekst czyta się szybko, a do tego łatwo można utożsamić się z bohaterką ;-) Tak trzymaj! Czekam na rozdział trzeci!
@storytellefrun [following-liars]
w końcu zaczyna się coś dziać, nie mogę się doczekać aż Justin wkroczy do akcji. czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńŚwietny! Czekam nn. :-)
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, nie mogę doczekać się kolejnego *.*
OdpowiedzUsuńogólnie opowiadanie się świetnie zapowiada, masz genialny styl pisania, naprawdę fajnie się to czyta xx
SUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!! :-)
OdpowiedzUsuńcieszę się ze znalazłam to opowiadanie. Nie mogę się doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuńMam gęsią skórkę, gdy piszesz o tych maskach, sama się boję, haha. Zdecydowanie obejrzalam za duzo horrorów. Zapraszam do siebie: love-quintessence.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne. Boże, te emocje xd. Chce już Justin'a noo. Nie mogę si€ doczekać następnego rozdziału xxx
OdpowiedzUsuń