czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 5

Shailene jest na skraju wytrzymałości. Palący ból w nadgarstkach jest niczym w porównaniu do bólu, który przeszywa szatynkę wzdłuż pleców. Najmniejszy ruch paraliżuje jej ciało, lecz kiedy idą tak szybkim krokiem, że niemal można pomylić go z biegiem, nie może odepchnąć swoich myśli od boleści. One przeszywają jej plecy, w sposób nie do zniesienia. 
W końcu Justin zatrzymuje się pozwalając szatynce na chwile odpoczynku. Ku zaskoczeniu wszystkich, rozkazuje im pozostać na swoim miejscu, a sam przechodzi na drugą stronę ulicy, po czym znika w ciemnościach jednej z ulic. Shailene jest rozkojarzona i ma ochotę za nim biec, byle tylko nie zostawać tutaj z nimi. Choć wie, że Justin nienawidzi jej tak samo jak reszta to wciąż bardziej ufa jemu niż im. Czas dłuży się w nieskończoność, a przez panującą cisze, Shailene jest w stanie wyczuć na sobie przeszywające spojrzenia znajomych Justina, którzy wyglądają równie przerażająco jak on... różnica jest tylko taka, że oni wyglądają jak jego nieudane podróbki. 
Nagle z miejsca, w którym zniknął Justin wydobywają się krzyki, nie są to jednak jego krzyki. To jest damski głos. Pierwsza myśl jaka pojawia się w głowie Shailene? Justin znowu torturuje jakąś dziewczynę. Zaczyna więc biec w stronę chłopaka, a zaraz za nią biegnie reszta. Szatynka jest rozkojarzona, jednak nie zaprzestaje poszukiwaniom Justina, dopóki nie zauważa go stojącego przy sylwetce kobiety. Nachyla się nad jej leżącym na ziemi ciele i mówi do niej, będąc z siebie doprawdy zadowolonym. 
-Dobrze, że jesteś Shai. Poznajesz ją? - kobieta szarpie się próbując wydostać spod jego ciężaru. Maska, która jeszcze niedawno zasłaniała jej twarz, teraz wisi na jej szyi pozwalając Shailene przyjrzeć się dokładniej twarzy kobiety, która zamordowała Shawna. Wygląda naprawdę dobrze, ma długie blond, kręcone włosy i duże niebieskie oczy, a na jej policzku widnieje blizna. Ma około trzydziestu lat. 
Kobieta spogląda w stronę Shailene, a na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
-Twój chłopak dobrze całował - mówi, unosząc brew do góry. Justin zauważa, jak bardzo ona próbuje sprowokować szatynkę, co naprawdę go bawi. Udaje jej się. Na twarzy Shailene nie ma już przerażenia, jakie mogli dostrzec jeszcze chwile temu. Teraz na jest tylko przerażająca złość i chęć zemsty. Bez chwili zastanowienia podchodzi do blondynki i zadaje jej pierwszy cios. Trafia w brzuch. I nie przestaje, ponieważ podoba jej się ta forma wyładowania złości. Uderza w nią pięściami i kopie, karząc ją za śmierć swojego chłopaka, a przy okazji również za całe zło jakie spotkało ją tej nocy. 
Blondynka zwija się z bólu, jednocześnie usiłując wyrwać się od Justina, który przyciska ją mocno do ziemi swoją nogą. Chłopak obserwuje Shailene, będąc pod wrażeniem, że taka drobna dziewczyna może trzymać w sobie taką brutalność. Ale podoba mu się to i nie może powstrzymać się od uśmiechu obserwując jej zaciętą minę i zaciśnięte pięści, którymi uderza w ciało kobiety. Miłość jaką żywiła do swojego chłopaka, była czymś czego on nigdy nie poczuł i z tego również zdaje sobie sprawę. 
Shailene przestaje, kiedy zauważa, że blondynka oddycha już tak płytko, że niemal wcale. Spogląda na nią, jednak słysząc jej skomlenia i widząc jej ból nie czuje nawet krzty poczucia winy. Zrobiła dokładnie to co zrobić chciała i choć to nie było dobre - od tego w końcu jest ta noc, prawda? 
-Teraz możesz ją zabić - Shailene przez chwile zastanawia się dlaczego on śmieje się wypowiadając te słowa. Czy to dla niego naprawdę jest powód do śmiechu i... dlaczego się śmieje? Kiedy w rękach dziewczyny ląduje broń, przerażenie ponownie wraca. 
-Od kiedy pozwalasz komuś zabijać za ciebie? Coś się zmieniło odkąd mnie nie ma? - wtrąca blondynka swoim słabym głosem. 
-Nie zrobię tego - mówi spokojnie, unosząc wzrok znad pistoletu. Wyładowała na niej swoją złość, ale nie chce być tą, która ją zabiła. Nie chce mieć kolejnej osoby na sumieniu, mimo że akurat ona zasłużyła na to najbardziej.
Justin spogląda w kierunku kobiety, przyglądając jej się przez chwile. On nie chce żyć z myślą, że Jeanine jest na wolności, tak bardzo jak Shailene, dlatego to on musi być tym, który pozbawi ją życia. I choć po wszystkim co razem przeszli powinien czuć się co najmniej niedobrze robiąc to, ale on nie poczuł nic nowego. 
-Do zobaczenia w piekle, suko - mówi, a następnie siada na jej odwróconym w stronę chodnika ciele i wyciąga z kieszeni mały, srebrny nożyk. Kobieta nie ma za dużo do powiedzenia zanim on po prostu przykłada nóż do jej szyi i przeciąga nim wzdłuż niej. Nie próbowała się wyrywać, a teraz nawet nie krzyczy, a mimo wszystko Shailene potrzebuje kilku chwil by pogodzić się z tym co właśnie zobaczyła. Kolejna śmierć na liście rzeczy, które tej nocy zniszczyły jej psychikę. 
Blondyn w końcu wstaje z jej martwego ciała i przeciera spierzchnięte usta, nie dostrzegając krwi na swoich rękach, która teraz pokryła również jego usta i cały policzek. Odwraca się w stronę Shailene, która widząc jego twarz odsuwa się dwa kroki do tyłu, czując jak obiad, który zjadła kilka godzin temu, podchodzi jej do gardła. Chwile później jego zawartość ląduje na chodniku. Słychać jedynie odgłosy charakterystyczne do wymiotowania. Shailene wiedziała, że to prędzej czy później się wydarzy, widok krwi sprawiał, że było jej nie dobrze już od dziecka. Mimo wszystko czuje się zażenowana, ponieważ nie koniecznie chciała, aby świadkami tego były te wszystkie osoby. 
-A jej co się stało? - pyta jednocześnie rozbawiony i zaskoczony jej reakcją. 
-Stary, jesteś cały we krwi - odpowiada inny. Shailene słyszy wiązankę przekleństw i chłopak znika za rogiem, prawdopodobnie poszukując wody, którą mógłby przetrzeć swoją twarz oraz ręce. W tym czasie Shailene podchodzi do jednego z murów, które ich otaczają i zsuwa się po nim, wplątując ręce we włosy, które już i tak wyglądają jakby nie czesała ich przez tydzień. Wśród wszystkich zapada cicha, a przerywa ją jedynie pomrukiwanie Shailene i jej głośny oddech. 
-To nie był dobry pomysł, żeby ją zabrać - szepczą do siebie, myśląc, że szatynka ich nie słyszy. 
-Trzeba coś z nią zrobić - mówi jedna z dziewczyn, a dalszej konwersacji Shailene nie jest już w stanie usłyszeć. Nawet nie chce jej słyszeć, jest już zbyt bardzo wyczerpana, by przejmować się kolejnymi sprawami. Zamyka oczy i oddycha głośno, próbując zapomnieć o obrazie martwych ludzi, których widziała tej nocy i o upiornie wyglądającej twarzy Justina, która pomalowana i we krwi innego człowieka przyprawiała ją o mdłości. 
Ale nie może zapomnieć, więc musi ponownie nachylić się, by pozwolić zalegającemu jedzeniu opuścić jej żołądek. Łzy napływają do jej oczu z wyczerpania. Ma ochotę wstać i krzyczeć na nich, że chcę już wrócić do domu, ale nawet tego nie jest w stanie zrobić. Bezsilność to fatalne uczucie, nieprawdaż? 
-Niedługo odprowadzimy cię do domu - nawet nie zauważa chłopaka, który kuca przy niej, próbując nawiązać z nią rozmowę. Shailene unosi głowę w górę, widząc przed sobą maskę zasłaniającą twarz czarnoskórego faceta. 
-Dlaczego nosicie te maski? - pyta, kompletnie ignorując jego słowa. 
-Są dla zabawy... ale mają też za zadanie odstraszać amatorów - mówi i choć Shailene nie może tego zobaczyć, wie, że się uśmiecha. Więc odwzajemnia uśmiech, który w rzeczywistości nawet go nie przypomina. 
-A co gdybym ci ją zdjęła? 
-Sprawdź to - śmieje się, opierając dłonie o kolana. Shailene niepewnie sięga ręką do jego twarzy i zdejmuje maskę tak ostrożnie, jakby za chwile miał wyciągnąć z kieszeni nóż i wbić jej go w pierś. Za maską ukrywał się czarnoskóry chłopak, o dziecinnym wyrazie twarzy, dużym nosie i wielkich, pełnych ustach. Nie jest on w typie Shailene, ale nie wygląda też źle. 
I tak jak myślała, na jego twarzy widnieje promienny uśmiech.
-Czy ty właśnie zdjąłeś maskę? - zza pleców chłopaka wydobywa się ponury głos należący do Justina, który właśnie wrócił. I nie jest już umazany krwią.  Shailene spogląda na niego, a jej towarzysz wstaje podchodząc do Justina i wzruszając ramionami. Czuje się zażenowany, że pozwolił sobie na to tylko z litości do „jakiejś tam” dziewczyny, ale jednocześnie nie zamierza również przyznać się do błędu, jaki popełnił.
-Jesteś idiotą, Benjamin - stwierdza, wymijając go i idąc w stronę Shailene. 
-Musimy iść dalej - mówi, stając nad nią. Dziewczyna nie czuje się na siłach, by się podnieść, nie mówiąc już o przejściu kolejnych kilometrów, aby Justin mógł zabić kogoś kto zrobił mu w przyszłości choćby najmniejszą krzywdę. Jęczy cicho i podpierając się o mur, próbuje wstać. No bo co innego może zrobić? Woli się więcej nie sprzeciwiać. 
-Ona jest cholernie wyczerpana, stary. Może powinniśmy odprowadzić ją do domu - tym razem w obronie szatynki staje inny facet, który ma pomalowaną twarz prawie tak samo jak Justin. Różni ich tylko tyle, że na czole Justin jest napis „death”, a na jego nie. Czy to jakiś tytuł, na który trzeba zasłużyć? Nikt inny tego nie ma. 
-Od kiedy ją bronicie? - z tonu jego głosu można wywnioskować, że jest naprawdę zły. 
-Od kiedy ona ledwie stoi na nogach, wymiotuje i nie trudno zauważyć, że potrzebuje odpoczynku - odpowiada jeden z nich, będąc już zirytowany zachowaniem Justina. Blondyn spogląda w ponownie w stronę Shailene, tym razem jednak jego wzrok jest łagodniejszy. 
Nie odpowiada, a zamiast tego podchodzi do szatynki i wyciąga w jej stronę rękę, oferując jej pomysł. Chwile później Shailene stoi już na nogach, przecierając twarz swoimi rękoma. 
-Odprowadzę Shai do domu, a wy załatwcie resztę spraw
-Zamierzasz jeszcze przyjść? - pyta chłopak, który pozwolił Shailene zobaczyć jego twarzy. Jak on miał na imię? Oh, Benjamin! Tak, Justin go za to skarcił, tak jakby popełnił jakiś największy błąd. Shailene nie potrafi zrozumieć dlaczego oni traktują te maski jak świętość... przecież nie zamierza nic zrobić z faktem, że wie jak oni wyglądają. Cokolwiek robią tej nocy, według prawa nie jest przestępstwem. 
-Wrócę do domu, ja też mam już chyba dosyć tej nocy - stwierdza, wymijając ich. Zanim jednak wybiera kierunek, w którym mają iść, pyta Shailene o dokładny adres jej zamieszkania. Szatynka bez wahania podaje mu potrzebne informacje i już chwile później są w drodze do jej domu.
Przez całą drogę szatynka myśli o swoim ojcu. Jak bardzo przerażony musi teraz być? Zawsze był typem faceta, który panikuje o drobnostki, więc teraz - kiedy faktycznie ma powód do paniki - musi właściwie odchodzić od zmysłów. A jej mama? Czy powinna w ogóle dowiedzieć się o całym tym zajściu? Nie powinna, ale Shailene nie będzie miała wiele do powiedzenia, kiedy jej tata opowie jej o wszystkim. 
Ale on i tak nie będzie wiedział nawet w dziesięciu procentach o tym co się wydarzyło tej nocy. Nie dowie się, że jego córka została morderczynią, że przemierzała uliczki z grupą niebezpiecznych zabójców. Nie będzie również wiedział, że była świadkiem tylu morderstw i omal sama nie została zabita. On będzie wiedział tylko o podstawach, na których to wszystko się opierało. 
Między Justinem, a Shailene panuje cisza. Oboje są zbyt zajęci swoimi myślami, by zwracać na siebie wzajemnie uwagę. 
-Dlaczego właściwie wylądowałaś w centrum miasta, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie ci grozi? - pyta w końcu, wypuszczając powietrze z płuc. Spogląda kątem oka na szatynkę, widząc jak zamyślona zagryza wargę, a po chwili spuszcza wzrok. 
-Wybiegłam za psem. Myślałam, że mam więcej czasu.
-Jak mogłaś narazić się na śmierć z powodu głupiego psa? - bulwersuje się, nie mogąc uwierzyć w idiotyzm, jaki popełniła. Tak naprawdę naraziła nie tylko siebie, ale również Shawna, czego Justin nie zamierza wypowiedzieć na głos. Wie, że ten temat jest dla niej drażliwy, a od jego śmierci minęło zaledwie kilka godzin... jednak prawdy nie da się ukryć. I w głębi siebie ona również to wie.
-Od był moim przyjacielem, nie mogłam pozwolić mu umrzeć - broni się.
-W ten sposób też za wiele nie zyskałaś - mówi bardziej do siebie, jednak na tyle głośno, że Shailene jest w stanie go usłyszeć. Jego słowa uderzają w nią, jednocześnie raniąc jej uczucia, czego chłopak nie jest w stanie zauważyć. Zazwyczaj, albo jest obojętny na uczucia innych, albo po prostu nie widzi, kiedy ich rani. 
-Umiesz pocieszyć człowieka - Justin śmieje się słysząc ten sarkazm w jej głosie i wzrusza tylko ramionami. 
-Pamiętaj, Justin Bieber zawsze do usług - mówi rozbawiony, dopiero z czasem zdając sobie sprawę, że podał jej swoje pewne nazwisko. I nie powinien tego robić z wielu powodów, samo jego imię jest dla niego ryzykiem, ale pełne nazwisko... w każdym momencie może wpisać je w Google, dzięki czemu(przez co) dowie się kim on jest. A to jest coś do czego on nie może dopuścić. To nie tak, że jej nie ufa... chociaż właściwie to dokładnie tak.
Shailene milczy, widząc jak twarz Justina czerwienieje ze złości. Ale na kogo tak naprawdę jest zły? W końcu ona nic nie zrobiła. Ale mimo wszystko woli się już nie odzywać. 
W końcu docierają pod dom dziewczyny. Shailene spogląda w stronę Justina, uśmiechając się niezręcznie. Pierwszy raz widzi na jego twarzy zakłopotanie, chłopak ma uniesione brwi i zagryza wargę. Ten widok jest naprawdę słodki, jeśli można by usunąć tą farbę z jego twarzy i głupi napis. 
-Dziękuje, dziękuje za dotrzymanie obietnicy i pomoc w przetrwaniu tej cholernej nocy - zanim kończy, rzuca się na niego, by móc go mocno przytulić. Justin jest w szoku, więc wypowiedzenie czegokolwiek czy nawet przytulenie jej sprawia mu ogromny kłopot. Dopiero po kilku chwilach odwzajemnia gest, wtulając się w nią równie mocno, co ona w niego. 
Jego oddech jest ciężki, może dlatego, że pierwszy raz od długiego czasu poczuł się naprawdę potrzebny? Prowadził tryb życia, w którym mimo, że był potrzebny, to nikt mu tego nie okazywał. A jeśli mowa o przytuleniu... takim prawdziwym, szczerym przytuleniu - to uczucie również było mu obce od długiego czasu. 
Przytomnieje dopiero w momencie, kiedy czuje jak jej łzy moczą jego koszulkę. Wie o czym, a raczej o kim myśli.
-Nie martw się, Shai. Myślę, że on jest w lepszym miejscu - pociesza ją, sam zupełnie nie wierząc w swoje słowa. On nie wierzy w Boga, niebo czy sprawiedliwość, ale wie, że osoba taka jak Shailene, na pewno w to wierzy. Dlatego chce wesprzeć ją słowami, które w jego mniemaniu są tylko kłamstwem. 
Przejeżdża swoją dłonią po jej ciemnych włosach, a następnie odsuwa ją od siebie, spoglądając w jej oczy. Jest piękną młodą kobietą, za pewne wiele młodszą od niego i o wiele słabszą, jednak kiedy jest przy niej jedyne czego chce to zapewnienie jej bezpieczeństwo. To chore, prawda? On nie jest tym facetem, który zachowuje się w ten sposób.
_____
No i w końcu jest! Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale są wakacje i nie miałam nawet kiedy napisać. Teraz jadę na działkę, więc rozdział nie pojawi się szybciej niż za tydzień, dlatego napisałam troszkę dłuższy rozdział. Co prawda, nie jestem pewna czy ma jakiś sens, bo nie zdążyłam go dokładnie sprawdzić, ponieważ za godzinę wyjeżdżam, a jestem jeszcze w piżamie:) 
Chcę wam ogromnie podziękować za tyle komentarzy, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. O, i chciałabym również podziękować osobą, które mnie polecają na innych blogach, askach itp. Zależy mi, aby czytelników było jak najwięcej, dlatego jeśli moglibyście mnie jeszcze gdzieś polecić - będę ogromnie wdzięczna.
Znowu się rozpisałam... no nic, ja już lece. Oh, i chcę jeszcze polecić jedno ciekawe opowiadanie: 

21 komentarzy:

  1. O boze o boze o boze genialny rozdzial i szczerze mowiac nic mi nie lrzychodzi do glowy co moze sie dalej dziac a to znaczy ze to jest supi wiec no czekam na nastepne!!!!buzi

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze genialny. Jestem pod ogromnym wrażeniem :) Twój blog znajduje się w zakładce spam na moim blogu ( I'm just saying) Czekam na kolejny xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, czekam na kolejny ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny jest ten rozdzial <3 czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award!
    Więcej informacji: http://guardian-angel-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaa, w końcu czrkalam bardzo na kolejny, jak zawsze udany ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział. Uwielbiam to opowiadanie jest inne co bardzo mi się podoba.:)
    Czekam na nn.❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mi się podoba ten rozdział, a najbardziej końcówka <3 Czekam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na kolejny z niecierpliwoscia!(:

    OdpowiedzUsuń
  10. jak ja cholernie się cieszę z tego rozdziału i nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. aww...końcówka <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Końcówka jest wspaniała... Taka szorstka, a za razem słodka. Podoba mi się ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Swietny rozdzial ;) czekam na nowy

    OdpowiedzUsuń
  14. opowiadanie jest genialne!! nie oglądałam tego filmu na którym się opierasz więc będe na pewno czytać opowiadanie bo nie lubie czytać czy oglądać podobnych rzeczy. czekam na kolejne rozdziały gdsfgdsfhgsdf

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem czy podawałaś albo pisałaś na podstawie (wiem że nie całkiem) filmu piszesz opowiadanie, mogłabyś mi podać tytuł?

    A co do rozdziału... Jestem psychiczna ale jezu to słodkie, ta ostatnia scena.. Awww. A samao opowiadanie jest w cholere genialne czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  16. Świwtny ! <3
    Czekam z.niecierpliwością na nastepny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział, zresztą każdy taki był. Ostatnia scena słodka, ale zastanawiam się, co będzie dalej, jak się zaczną spotykać i takie tam. :D
    Czekam na nn i zapraszam do siebie:
    labrer.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku.. cudowny ! ♥
    Czekam na nastepny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń